Wyczuwamy to doskonale i dlatego tak bardzo lubimy chodzić na koncerty i to nawet wtedy (a często zwłaszcza wtedy) gdy zespół gra znane nam od dawna utwory, których wielokrotnie słuchaliśmy na płycie nagranej w studio.
Oczywiście granie na żywo stawia o wiele większe wymagania samym muzykom. Jednym słowem, aby efekt ostateczny był dobry, zespół muzyczny musi być dobry - muzycy muszą być dobrzy. Pewien określony poziom wykonania od strony technicznej jest warunkiem koniecznym, aby wykonanie na żywo mogło zwyciężyć z wcześniej zarejestrowanym nagraniem. Jeśli muzycy będą grali nie równo, nie czysto, jeśli będą się co chwila mylili lub fałszowali, jeśli to co będą grali będzie po prostu słabe, bez finezji – na nic się zda ich nawet najbardziej płomienna ekspresja na scenie.
Czasem muzycy grający na żywo wspomagają się różnymi efektami, sprawiające, że nie wszystko co słychać faktycznie jest przez nich zagrane. Takim efektem może być np. harmonizer wokalowy lub instrumentalny, czyli urządzenie, które do podstawowej linii melodycznej wykonywanej głosem lub na instrumencie dodaje dodatkowe linie – według określonego „klucza”. W takim przypadku możemy np. usłyszeć wielogłos w sytuacji, gdy na scenie de facto jest tylko jeden wokalista.
Innym typem „efektu” będzie wykorzystanie pętli sprzężenia zwrotnego (tzw. loopera), kiedy to w czasie rzeczywistym nagrywa się określoną partię, a następnie od razu lub w późniejszym czasie się ją odtwarza. W ten sposób np. na żywo, podczas występu muzyk może nagrać jedną partię, „zapętlić” ją i następnie potraktować ją jako tło do tego, co wykonywał będzie w dalszej kolejności.
Urok takich wykonań polega na tym, że widzimy jak powstaje całość warstwy muzycznej utworu, nagrywanie i dogrywanie odbywa się bowiem na naszych oczach. Bywa tak, że jeden człowiek może w ten sposób zagrać cały koncert.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz